Inni jedzą inaczej

grillUśmiechnięte twarze uczestników i uczestniczek warsztatów terapii zajęciowej, zapach kiełbasy z grilla, konkurencje sportowe,  w głośnikach hit disco polo „Przez twe oczy zielone”… Cóż chcieć więcej? Radość, zabawa, pełne brzuchy…Ja jednak poznałam, zobaczyłam drugą, tę gorsza twarz spotkań integracyjnych organizowanych przez warsztaty terapii zajęciowej.

Od 3 lat jestem kierowniczką warsztatu terapii zajęciowej. Na co dzień współpracuje z 30 osobami z niepełnosprawnością, oraz z 6 instruktorów. To na czym, zawsze mi bardzo zależało, to przede wszystkim na stworzeniu miejsca, gdzie osoba z niepełnosprawnością traktowana jest podmiotowo, jest gospodarzem warsztatu, a ja, czy pozostali instruktorzy jesteśmy tylko dla nich cieniem, trenerem pracy, trenerem umiejętności społecznych itp. Myślę, że nam się udało stworzyć takie miejsce. Dla WSZYSTKICH bez wyjątku, w warsztacie jestem Moniką, nie kierowniczką, ale właśnie Moniką, koleżanką, kimś do kogo zawsze można przyjść o pomoc, czy tak zwyczajnie pogadać. I tak jest z każdym innym instruktorem w naszym warsztacie. Nie wyobrażam sobie, żeby ja mówiła do DOROSŁYCH uczestników w wtz po imieniu, a oni mieliby mówić mi „pani”, czy „kierowniczko”. Byłoby to, w moim odczuciu nieuczciwe i nie w porządku, bo sprowadziłoby te dorosłe osoby do roli ucznia w szkole. A WTZ to nie szkoła.

Mam też pełne przekonanie, że to, że mówimy sobie po imieniu, w żaden sposób nie umniejsza, ani mnie, a ni instruktorom, a tworzy dobrą, przyjazną atmosferę. Budowanie autorytetu nie polega na „paniowaniu sobie”

Nie wyobrażam sobie też, że w czasie imprez, uroczystości np. spotkań wigilijnych nie jemy tego samego, wspólnie, przy tym samym stole.

Dlaczego o tym piszę? Bywam w różnych warsztatach i niestety nie wiem, kto tam jest dla kogo. Uczestnik dla kadry, czy kadra dla uczestnika? Nie rozumiem i nigdy nie wezmę udziału w takiej imprezie, gdzie dla uczestników jest co innego do jedzenia (zazwyczaj gorszego), w innym miejscu, o innym czasie, niż dla „KADR” wtz.

Krew we mnie buzuje. Czy osoby z niepełnosprawnością mają inne żołądki, czy podniebienia niż kierownictwo i instruktorzy? Czy im, podczas imprez na zewnątrz, jest mniej zimno niż nam? W czym osoby z niepełnosprawnością są gorsze, że nie dostąpiły możliwości zasiadania przy „pańskim stole”?

Nie daje mi to spokoju. Mówiąc kolokwialnie, „poryczałam się” i wykrzyczałam do koleżanki: „W czym, do diabła oni są gorsi?” Usłyszałam odpowiedź… „w niczym, Monika, w niczym”. Nie uspokoiła mnie, bo mam świadomość, że walka ze stereotypami jest trudna, a tym bardziej staje się trudniejsza, jeśli pracownicy WARSZTATÓW TERAPII ZAJĘCIOWEJ utrwalają ten stereotyp.

Wiem, wkładam kij w mrowisko, ale wiem też, że są warsztaty, w których zwraca się baczną uwagę na to, by uczestnicy byli podmiotem, a nie przedmiotem! I chwała takim warsztatom za to.

Zwróciłam uwagę także na jeszcze jeden aspekt takich spotkań „integracyjnych” wtz. Ale o tym napiszę w następnym tekście. Zresztą temat wtz to temat rzeka, więc pewnie nie raz pojawi się na tym blogu tekst właśnie na ich temat.

Muszę ochłonąć…

Dodaj komentarz